Wojna i polityka

Delegacja aliantów przed wagonem sztabowym, w którym Niemcy podpisali akt kapitulacji. Compiégne we Francji, 11 listopada 1918 r.
ZE ZBIORÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO

Chyba żadne z przystępujących do I wojny światowej mocarstw nie miało w swych planach odbudowy Państwa Polskiego. Mimo to w trakcie działań wojennych z takich czy innych powodów kwestia ta stopniowo się umiędzynaradawiała.

Był to jednak raczej wypadek przy pracy, sięganie do coraz bardziej drastycznych środków propagandowych przez wielkich graczy, którzy potrzebowali zaplecza gospodarczego, a właściwie – demograficznego.
Legiony Piłsudskiego
Wybuch wojny z polskiej strony został przywitany z nadziejami, co w odniesieniu do konfliktu zbrojnego jest paradoksem. Czy to kalkulując skutki wydarzeń, czy też przeczuwając, że wiele się w ich wyniku zmieni, Polacy zajęli swoje określone, choć niekiedy przeciwstawne stanowiska.
W kontekście pierwszych miesięcy walk najczęściej przytacza się przykład Legionów Piłsudskiego, a szczególnie Pierwszej Kompanii zwanej Kadrową, stosunkowo szybko przekształconej w Brygadę. Jej działalność u boku armii austro-węgierskiej była wynikiem współpracy Józefa Piłsudskiego z wojskowymi czynnikami monarchii habsburskiej. Celem akcji miało być wywołanie antyrosyjskiego powstania w zaborze rosyjskim, a przynajmniej w samej Kongresówce. Plany te spotkały się ze znikomym odzewem ze strony samych zainteresowanych, co rodziło określone frustracje patriotycznie nastawionych legionistów, czemu dali oni wyraz w jednej z wersji, dziś niekoniecznie wykonywanej, pieśni My Pierwsza Brygada:
„Nie chcemy już od Was uznania
Ni Waszych mów, ni waszych łez!
Skończyły się dni kołatania
Do waszych serc, jebał was pies!”
Do dziś trwa spór historyków i publicystów, czy niechęć Polaków z Kongresówki, a szczególnie z Kielecczyzny, gdzie w pierwszych wojennych miesiącach legioniści walczyli i próbowali wcielać w życie swoją ideę, wynikała z tchórzostwa czy też ze świadomego wyboru politycznego. Faktem jest, że właśnie z tej ziemi wyszła polityczna deklaracja, idąca w przeciwnym do planów Piłsudskiego kierunku.
Deklaracja Jarońskiego
Car Mikołaj II w związku z wybuchem wojny wydał dekret, w którym na dzień 8 sierpnia 1914 r. zwoływał posiedzenie Dumy. Dla wielu deputowanych, którzy przebywali na wakacjach, dotarcie na nie było niemożliwe, dotyczyło to też znacznej części tzw. Koła Polskiego. Jednakowoż tak się złożyło, że w Petersburgu przebywał wówczas poseł kielecki, Wiktor Jaroński, który w imieniu swojego klubu wydał deklarację. W dokumencie tym osadził konflikt w sporze germańsko-słowiańskim, rozwiązanie zaś kwestii polskiej, co w tej sytuacji oczywiste, widział on w opowiedzeniu się po stronie Rosji. Mimo że rzeczona deklaracja nie była konsultowana z władzami Koła ani z liderem wszechpolaków Romanem Dmowskim, ten ostatni przyjął ją bardzo ciepło. Bez wątpienia była ona zgodna z reprezentowaną już od kilku lat linią polityczną tego ruchu, która mówiła, że głównym wrogiem kwestii polskiej są Niemcy.
Czy deklaracja była szerzej znana mieszkańcom Kielecczyzny, trudno powiedzieć, można natomiast pokusić się o stwierdzenie, że w dużym stopniu odpowiadała ich punktowi widzenia w tamtym czasie. Pamiętajmy, że to narodowcy wówczas kształtowali znakomitą część polskiej opinii publicznej.
Polityka
Ciekawy pozostaje fakt, że Deklaracja Jarońskiego, w końcu szeregowego, nic nieznaczącego posła, spotkała się z polityczną odpowiedzią Rosjan.
14 sierpnia książę Mikołaj Mikołajewicz, kuzyn cara, a przede wszystkim naczelny wódz armii rosyjskiej, wydał odezwę do Polaków, która po pierwsze nie miała rangi dokumentu oficjalnego, a po drugie była niezmiernie ogólnikowa – mówiła ona o Polsce „swobodnej w swej wierze, języku i samorządzie”, ale pod carskim panowaniem.
Czyli o żadnej niepodległości nie mogło być mowy. W późniejszych latach Rosjanie uważali dokument za podstawę do prac ustawodawczych nad samorządem Polaków, zasadniczo jednak brało się to z kolejnych klęsk na froncie, a nie dobrej woli. Część polskich elit deklarację ową przyjęła pozytywnie. Narodowcy wyrazili nadzieję, że jej konsekwencją będzie jednak niepodległość, a pod listem dziękczynnym za dokument podpisał się np. Władysław Reymont czy Artur Oppman (Or-Ot). Miała deklaracja również swoje skutki wojskowe w postaci Legionu Puławskiego, polskiej w zamierzeniu jednostki wojskowej walczącej po stronie rosyjskiej. Jej tworzenie i funkcjonowanie od początku spotkało się z problemami ze strony władz carskich, które coraz to borykały się ze swoim imperialno-rosyjskim punktem widzenia. Niemniej utworzenie formacji stało się pierwszym ruchem w dużym, w następnych latach, polskim wysiłku militarnym po stronie państw ententy.
Z drugiej strony, cały czas przeciwstawne dążenia polityczne przejawiali politycy polscy działający w Austro-Wegrzech pod szyldem Naczelnego Komitetu Narodowego. Ich wizja Polski zakładała przekształcenie się dualnej monarchii Habsburgów w państwo trialistyczne: swoistą „Austrio-Węgro-Polskę”. Z czasem idea ta wyrażała się poprzez coraz bardziej rachityczne deklaracje pozostające na pograniczu groteski.
„Wtem Bóg z Mojżeszowego
pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał:
Jaka?”
Owo zasadnicze pytanie, jaka ma być przyszła Polska, dostrzeżone niemal 100 lat przed wojną przez Juliusza Słowackiego, kołatało się w umysłach ludzi jej chcących przez najbliższe lata.
Między zwolennikami republikanizmu, monarchii i wizji socjalistycznej dochodziło w ciągu kolejnych lat wojny zarówno do ostrych sporów, jak i do nieoczekiwanych sojuszy. Sam geograficzny kształt przyszłej siedziby narodowej Polaków był nieokreślony, a w każdym razie trudny do zdefiniowania.
Dmowski, bez wątpienia republikanin, choć od biedy zaakceptowałby i monarchię, widział kraj zjednoczony.
Gotów był rozpatrywać autonomię w obrębie Imperium Rosyjskiego, choćby po to, by z czasem poszerzać jej zakres. W jego umyśle ważniejsze było to, by wszyscy Polacy znajdowali się pod jednym berłem, szczególnie pod rosyjskim, gdyż wówczas, w jego odczuciu, stanowić oni mieli realną siłę. Zresztą wraz z klęskami Rosji i jej wycofywaniem się z ziem zamieszkanych przez Polaków zagadnienie autonomii czy samorządu szybko porzucał.
W swej działalności prowadzonej w ostatnich latach wojny, na Zachodzie coraz głośniej mówił o niepodległości.
Swą retorykę dopasowywał do czasu i okoliczności – na początku uchodzący za symbol niechęci do walki zbrojnej stał się patronem największej polskiej siły wojskowej w czasie I wojny, czyli Armii Błękitnej.
Z drugiej strony do opcji austro-polskiej szybko przyłączył się trzeci zaborca – Niemcy, które w pewnym momencie widziały swą szansę w militarnym wykorzystaniu Polaków.
Bez wątpienia zaś wizja Polski monarchicznej, pozostającej w takich czy innych związkach z Niemcami, była zgodna z ekonomicznym celem konfliktu zbrojnego, czyli budowania Mitteleuropy, olbrzymiego politycznego obszaru środkowoeuropejskiego z Cesarstwem Niemieckim jako głównym protektorem. Siłą rzeczy państwo to nie obejmowałoby ziem zachodnich dawnej Rzeczpospolitej, a wręcz musiałoby zostać cofnięte na wschód nawet w stosunku do granic Królestwa Kongresowego. Należy dodać, że wraz ze słabnięciem naddunajskiego sojusznika silniejszy partner traktował go jako coraz mniej znaczący element gry. Józef Piłsudski i jego obóz w tej rozgrywce prowadził swoją rozgrywkę, albo tak mu się wydawało. Z tym że tak jak w wypadku Dmowskiego, tu również coraz szybciej dziejące się wydarzenia wymuszały coraz to nowe zwroty polityczne.
Tło 11 listopada
Co wydarzyło się 11 listopada 1918 r.?
Najważniejszy był fakt zawieszenia broni na froncie zachodnim. Państwa centralne, po przeprowadzeniu w Rosji bolszewickiego zamachu stanu, zdawały się być o krok od zwycięstwa, któremu zapobiegło przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych. W międzyczasie niemiecka polityka przyczyniła się z jednej strony do umiędzynarodowienia kwestii polskiej, z drugiej zaś cała gra związana z Traktatem Brzeskim z marca 1918 r., który skutkował nowymi rozbiorami ziem polskich, spowodowała, że nawet środowiska skłonne do współpracy z Niemcami przestały je traktować poważnie. Tym samym był to koniec autorytetu mianowanej przez Niemcy i Austrię Rady Regencyjnej, jako gwóźdź do trumny monarchizmu polskiego. 11 listopada 1918 r. organ ten przekazał władzę nad zalążkiem wojska polskiego, tworzonego jeszcze pod protektoratem niemieckim, przybyłemu dzień wcześniej z internowania w Magdeburgu Józefowi Piłsudskiemu, by za dwa dni oddać mu całość politycznej władzy zwierzchniej i rozwiązać się. W tym samym czasie Francja uznała Komitet Narodowy Polski z Dmowskim na czele za polski rząd de facto. 15 listopada w „Monitorze Polskim” ogłoszone zostało powstanie Republiki Polskiej. Tak naprawdę wszystkie te wydarzenia, mające swój wydźwięk symboliczny, stanowią punkt „0”, od którego zaczyna się nowy etap tworzenia państwa.

PIOTR SUTOWICZ
Wrocław

Źródło Nowe Życie nr 11/2018